poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Koh Lipe

Już jesteśmy na nowej wysepce. Podróż odbyła się bez sensacji. Najpierw musieliśmy dostać się do portu i tu uwaga dla backapackersów : bardzo istotne jest położenie hotelu na Langkawi w stosunku do planowanych miejsc zwiedzania oraz poru, czy lotniska. Nasz przykład: taxi kosztowała tyle co samolot na Langkawi.
Odprawa graniczna śmieszna, przybył facet, który spakował nasze paszporty w worek wodoodporny i zaniósł na stateczek. Po stronie tajskiej zostały dostarczone do jakiegoś baraczku z szumnym napisem check-point i wkrótce je wszystkie razem nam podano. Najprostsza odprawa graniczna w jakiej kiedykolwiek uczestniczyłem.
Statek to była taka większa motorówka, ale z mocnym silnikiem. Walił kadłubem o fale mocno, czuliśmy się jak na rodeo. O wstaniu z miejsca nie było nawet mowy. Tylko wiatr we włosach.
Wysepka Koh Lipe jest bardzo malutka. Tak mała, że musiała podpłynąć po nas też mała łódka podwożąca bliżej brzegu, a potem skok do wody i do lądu przez wodę.
Wysyłam teraz tego posta, gdyż tu często nie ma prądu i wolałem nie czekać. Więc tylko zdjęcia z podróży, resztę dokleję jak obejdziemy nasz nowy raj. Jedno z raju już widzieliśmy, takiego świetnego piaseczku jeszcze nie spotkałem.
Port na Langkawi i odpływamy:




Niknie nam Malezja, przed nami tylko ocean:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz