czwartek, 18 kwietnia 2013

Podsumowanie

Z wyjazdu wszyscy bez wyjątku są bardzo zadowoleni. Udowodniliśmy sobie, a może bardziej innym potencjalnym backpackersom, że podobny program da się zrealizować w każdym wieku i każdej porze roku. Oczywiście rozsądek nakazuje wybrać porę chłodniejszą, ale wtedy trudno o korzystne ceny biletów lotniczych. Na miejscu też wtedy jest drożej. Polecamy korzystanie z różnorodnych środków komunikacji - lepiej poznaje się kraje. Przetestowaliśmy pozytywnie możliwość morskiego przejścia granicznego między Langkawi i Koh Lipe. Trzeba tylko pamiętać, że drogą lądową i morską możemy być w Tajlandii tylko 15 dni (samolotem 30). Ceny na wyspach są o ok. 50% wyższe. Warto polować na lokalne promocje lotnicze.
Jeśli coś zmienić, to przy chłodniejszej porze roku chyba warto trasę odwrócić, będzie lepsza kondycja na trekingu w Chiang Mai.
Bardzo przydaje się adapter do prądu, gdyż co hotel jest inny system (w razie czego do kupienia na miejscu). Moskitiery nie wyjęliśmy z plecaka ani razu, tam gdzie były potrzebne to były zamontowane. Amatorom snoorkingu odradzamy zabieranie własnego sprzętu, organizatorzy zawsze wręczają w ramach usługi.
Wi-fi prawie wszędzie, ale nieraz tylko w okolicy recepcji i wtedy najczęściej nie ma dostępu do prądu. Często codziennie zmieniane hasło.
Na lotniskach ogromne dystanse do pokonania, nie radzimy czekać na ostatnią chwilę.
Nie można zapomnieć o plastrach na obtarcia oraz lekarstwach żołądkowych - zemsta czyha
.        Tu zamieszczamy najważniejsze uwagi, świeżo po powrocie. Poszczególne posty ( zwłaszcza filmy ) postaramy się jeszcze poprawić i ponownie opublikować.
         Przyszłym tajmaniakom życzymy powodzenia. Do zobaczenia na trasie. [ my plany mamy, ale niech to zostanie naszą tajemnicą ]

Dla przypomnienia: była to podróż trochę nostalgiczna powiązana z okrągłą rocznicą pewnego wydarzenia:


Powrót

Ponoć w Polsce wielkimi krokami zbliża się wiosna. Trzeba wracać. Atmosfera siada. My lecimy pierwsi, następnego dnia Państwo bez dzieci. Najmłodsze uczestniczki jeszcze zostają, jedna tydzień, a druga jeszcze długo.
Na lotnisko docieramy metrem i pociągiem napowietrznym. Cały czas w napięciu, czy uda się załatwić wyładowanie bagaży w Berlinie. Mamy szczęście, miła Tajka nie widzi problemu. Jestem uratowany, gdyż następnego dnia po przylocie muszę być w pracy.
Z lotniska w Bangkoku dzwonimy do Polski z prośbą o odebranie nas na Tegel. Trasa identyczna, jak w tamtą stronę z międzylądowaniem w Abu Dhabi.
Na lotnisku niespodzianka, oprócz Tomka przyjechał Ksawery. W domu jesteśmy o 12.00. Prawie natychmiast padamy. Jet lag daje o sobie znać. Z każdym dniem będzie lepiej.