niedziela, 7 kwietnia 2013

Langkawi dzień czwarty

Dzisiaj podjęliśmy próbę dostania się na najwyższy szczyt wyspy.Liczyliśmy na wspaniałe widoki i pewnie była okazja je zobaczyć. Ale nie wytrzymaliśmy nerwowo i pojechaliśmy z samego rana. Było mgliście i w pewnym momencie byliśmy w chmurach. Więc zdjęcia nieszczególne. I niestety nie mogliśmy wejść na słynny już na cały świat most widokowy, gdyż jest okresowo regenerowany. A teraz dwie godziny po powrocie jest rewelacyjna pogoda i widzialność "milion". Będę musiał jeszcze raz tu przyjechać.







Na dole jest b. ciekawa tzw. wioska orientalna z punktami sprzedaży miejscowego rękodzieła i wspaniałą roślinnością:



Teraz wszyscy wystartowali na plażę i zaraz wieczorem pakowanie. Jutro czeka nas najtrudniejsze logistycznie przedsięwzięcie w całej wyprawie. Musimy się morzem przedostać z wyspy malezyjskiej na maluteńką wysepkę tajską. Planując wyjazd uparłem się, że jest to możliwe i jutro testujemy. Problemu łodzi nie było,ale jest problem odprawy granicznej. Dzisiaj nam obiecano, że jakiś urzędnik podjedzie kilkadziesiąt kilometrów pod naszą łódkę. A jak będzie po stronie tajskiej to zobaczymy. Ambasada tajska obiecała mnie przed wyjazdem, że nas przyjmą. Więc jutro rejs łodzią po Oceanie Indyjskim. Ponoć po paru godzinach powinniśmy dotrzeć.

Ciąg dalszy

Ponieważ czuliśmy niedosyt, więc mając na uwadze kilkudniową przerwę między samolotami postanowiliśmy przynajmniej polatać na spadochronach. Z naszych lotów są tylko początkowe zdjęcia( Malezyjczyk nieostrożnie wyłączył aparat,jesteśmy na filmie) więc zamieszczam również fotki z aparatu innych uczestników naszej wyprawy:












Na koniec imprezy nasze najmłodsze uczestniczki pięknie podziękowały obsłudze.
Idę się pakować.