niedziela, 31 marca 2013

Kuala Lumpur

Nasza logistyka jak na razie nas nie rozczarowuje. To był najtrudniejszy przejazd i przebiegł bez kłopotów, choć z drobnymi niespodziankami. Ale one dodają uroku turystyce. Z wyspy przepłynęliśmy nocnym statkiem - 9 godzin po Morzu Południowo-Chińskim. Wchodzimy i okazuje się, że to pływająca sypialnia. Dwa pokłady usłane materacami stykającymi się ze sobą. A szerokość materacyka ok. 70 centymetrów. Na każdy pokład najwyżej z 10 kamizelek ratunkowych, żadnych innych zabezpieczeń.Jakoś się udało.
Zdjęcia z naszego Titanica:




Następnie musieliśmy dojechać z portu do miejscowości Surat Thani, gdzie mieliśmy zarezerwowany van do Had Yai. Bez większych sensacji. Tam chcemy zostawić nasze bagaże w przechowalni na dworcu, ale cena na 3 godziny była zaporowa. Nie ma problemu, naprzeciw stacji przyjmują plecaki bez problemu w pierwszym sklepie.I jak się później okazało - za darmo. Było w tym trochę ryzyka, gdyż zaraz granica. A tam wyrok ( gdyby coś podłożyli ) jest tylko jeden.Taka piękna szubieniczka narysowana nad każdym okienkiem. Miasta za bardzo nie zwiedziliśmy, było zbyt gorąco.
Nasze szamanko:



Pociąg był malezyjski,  lepszy standart niż poprzedni w Tajlandii. Ale okazało się, że akurat nasz wagon ma zepsutą klimę. Obsługa mówi że ok, inni nie reagują, a temperatura rośnie coraz wyżej. Wreszcie pani Mirka powiedziała obsłudze, że zaraz zatrzyma ten Special Expres. I na najbliższej stacji zatrzymali pociąg, ściągnęli elektryka i było po kłopocie.
Zdjęcie przed dworcem, po trasie i w pociągu:










Granica bezboleśnie, z dużym humorem i podziwem dla naszego programu ( oj, poprzednio mieliśmy poważne kłopoty ). Do Kuala Lumpur (KL) docieramy jeszcze po ciemku. Pierwsze widoki z peronu:



Wymieniamy forsę i udajemy się do hotelu napowietrzną koleją jednoszynową. Bajer, ale aparat schowany. Hotel nas przyjmuje, choć jest rano. Szybki prysznic i prędko pod Petras Tower. Moje marzenie niestety i tym razem nie może być spełnione. Najbliższe bilety na pojutrze. Widoczki ze spaceru:


























Szybka decyzja, przerzucamy się na wieżę telewizyjną Menora, czwartą pod względem wysokości na świecie. Tu dostajemy się bez problemu na górę:




Jeszcze po drodze wielkanocne jedzonko i uciekamy do hotelu, bo zbiera się na burzę. Wieczorem uderzamy do starszych części miasta - chińskiej i indyjskiej. Wiem, że ucięte zdjęcie,ale chodziło o przybliżenie potrawy:
Ciąg dalszy nastąpi wieczorem.

4 komentarze:

  1. Witam!!!
    Co to za mieszanka dżdżownic??? :):):)
    U nas nadal zima i nie ma ochoty odchodzić.
    Kwiatki mają się świetnie ;)
    Wesoły Świąt!!!!
    pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy, że wreszcie włączyłeś kompa i napisałeś. Info nas uspokoiło. Również Was pozdrawiamy i życzymy udanych Świąt. Szkoda, że nic nie piszesz jak je spędzacie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam Panstwa,
    komentarz napisalam ja nie Marcin sorki gregorki ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. To była Ewa. A teraz ja. Już się odzywałem z życzeniami świątecznymi, ale widocznie nie czytacie postów. U Babci (jednej i drugiej) wszystko w porządku. Wczoraj byliśmy u Cioci Joli. Łukasz załamany, że Zajączek przyniósł tak mało prezentów. :) Poza tym wszystko OK.

    OdpowiedzUsuń