Ostatnie zdjęcie to pomnik orła od nazwy którego wyspa nasza nazywa się Langkawi. Po dwóch godzinach snoorkingu reszta pasażerów została, a my wynajmujemy małą łódkę, żeby popłynąć na inną wysepkę w poszukiwaniu żółwi morskich. Było b. fajnie, opłynęliśmy większość wyspy przy wysokiej fali - niestety żółwi nie widzieliśmy.
Potem zaczęło się polowanie na rekiny, zakończone powodzeniem. Są filmiki, ale na razie nie wiem jak je skrócić.Blog przyjmuje jedynie krótkie klipy.
Dzisiaj pogoda nadal kiepska ( chociaż brzmi to trochę ironicznie jak widzę prognozę dla Polski ), ale chcemy wybrać się ponownie na okoliczne wyspy. Nie wiadomo czy wyjdzie, gdyż monsuny nacierają na wyspę jeden po drugim.
Ciąg dalszy
Jednak się udało. Rano było tak z naszego tarasu:
Tak leci woda z naszej rynny
Potem było lepiej, jedziemy do portu i start. Okazało się, że mamy jako obsługującego naszą łódeczkę osobę uwielbiającą ostrą jazdę i wiraże na wysokich falach. Więc można sobie wyobrazić co to była za jazda.
Najpierw wysiadamy na wysepce traktowanej jako park narodowy z ciekawym jeziorem pochodzenia wulkanicznego:
Tak się kąpią muzułmanie:
Szaleńczej jazdy etap drugi. Podpływamy do wyspy, gdzie przebywają orły od nazwy których przyjęto określać naszą wyspę Langkawi. Na zdjęciach tego za bardzo nie widać, ale orły wprost popisywały się przed nami, nurkując w celu złapania ryby.
Teraz płyniemy na wyspę dla popływania i plażowania. Są nowe małpy, jest pora lunchu więc się załapują.
Po powrocie planowaliśmy zrealizować top tej wyspy, czyli wjazd kolejką linową na najwyższy szczyt, ale za duży wiatr - kolejka nie działa. Więc popołudnie spędzamy w bardzo ciekawym oceanarium. Zdjęć nie będzie, zapomniałem aparatu. Jeszcze ew. będzie spotkanie integracyjne i czekamy do jutra licząc na zmianę pogody. Już nawet nie chodzi o tą kolejkę, ale my morzem musimy się dostać na następną wyspę.